Statystyka

piątek, 18 stycznia 2013

Prolog

Witam. Na pewno większość z was mnie kojarzy. Jeśli nie, to miło mi was poznać. Pierwszy raz będę pisać opowiadanie tego typu, więc mam nadzieję, że wybaczycie mi wszelkie potknięcia i niedociągnięcia. To swego rodzaju wyzwanie dla mojego "talentu" i mam nadzieję, że mu podołam.

~ ~ ~ ~

Całe życie mówiono mi, co mam robić i jak się zachowywać. Co myśleć i jak postępować, by nie przynieść wstydu rodzinie.

Całe życie wpajano mi, że jestem lepszy od innych. Mówiono, że zasługuje tylko na to, co najlepsze.

Kazano mi wyzbyć się wszelkich ckliwych uczuć, które prowadzą do zguby.

Zabroniono mi kochać, tęsknić, darzyć przyjaźnią czy szczerym zainteresowaniem.

Kazano mi nienawidzić, ignorować, mieszać z błotem i wydawać rozkazy.

Całe życie przygotowywano mnie do bycia godnym swego nazwiska. Uczono w domu czarnej magii, by idąc do szkoły czuć się jeszcze bardziej wyjątkowym i lepszym. Mówiono, że cała reszta to tylko szare tło dla mojej osoby. Że stworzono mnie, bym pokazał ludziom, jak powinien wyglądać i zachowywać się prawdziwy czarodziej.

Kazano mi nienawidzić tych, którzy pochodzili z rodzin mugolskich. Miałem na każdym kroku przypominać im, że są niczym.

Kazano mi znaleźć sobie towarzystwo, na którego tle będę się wyróżniać. Ludzi, którzy ślepo będą wykonywać moje rozkazy.

Kazano mi pokazać, że Malfoyowie to ród z tradycjami, których miałem przestrzegać.

Zabroniono mi zniżać się do poziomu zwykłych ludzi, którzy mieli mnie otaczać w szkole. Miałem unikać bójek i pojedynków.

Potęgą jest umysł, nie fizyczność. A siła to władza – powtarzał mój ojciec. Więc zamiast machać bez sensu różdżką mieszałem wszystkich z błotem tak, jak mnie tego nauczono.

Całe życie podporządkowywałem się rozkazom ojca, który nigdy nie spojrzał na mnie z dumą. Zawsze było coś, co mogłem zrobić lepiej. Nigdy nie zasłużyłem na pochwałę.

A gdy wrócił On wszystko się nasiliło. Rozkazy, nakazy, żądania, zakazy. Zaczęto przygotowywać mnie do służby u niego, choć wcale tego nie chciałem. Przecież wpajano mi, że nikt nie ma prawa mieć nade mną władzy a potem kazano kłaniać się czarodziejowi, który miał ich za nic.

Wiedziałem, że coś muszę zrobić. Miałem dość wypełniania rozkazów ojca, który wcale mnie nie dostrzegał. Byłem kartą przetargową. Ofiarą, która miała przekonać Czarnego Pana o lojalności swego uniżonego sługi. Nie zamierzałem pozwolić mu decydować o moim życiu.

Jestem Malfoyem i tylko ja mam prawo o sobie decydować. Tego mnie nauczył i tak zamierzałem postępować. Tylko nie bardzo wiedziałem, jak się do tego zabrać.

Wracając do szkoły na szósty rok nauki czułem, że coś się we mnie zmienia. Ojciec coraz częściej wspominał o dniu mojego naznaczenia. Nie miałem czasu, by układać plany. Musiałem działać natychmiast.

Olśnienie przyszło, gdy na dworcu w Hogsmeade ujrzałem czarną czuprynę należącą do Pottera. W mojej głowie zrodził się szalony pomysł. I wiedziałem, że muszę zrobić wszystko, by go zrealizować.

To była moje jedyna szansa.

Nawet teraz, patrząc z perspektywy lat wiem, że nie miałem wyjścia. Żałuję tylko, że wszystko potoczyło się w taki a nie inny sposób. Że mimo wszystko nie potrafiłem przestać być Malfoyem.