Witam. Na pewno większość z was mnie kojarzy. Jeśli nie, to miło mi was poznać. Pierwszy raz będę pisać opowiadanie tego typu, więc mam nadzieję, że wybaczycie mi wszelkie potknięcia i niedociągnięcia. To swego rodzaju wyzwanie dla mojego "talentu" i mam nadzieję, że mu podołam.
~ ~ ~ ~
Całe życie mówiono mi, co mam robić i jak się zachowywać. Co
myśleć i jak postępować, by nie przynieść wstydu rodzinie.
Całe życie wpajano mi, że jestem lepszy od innych.
Mówiono, że zasługuje tylko na to, co najlepsze.
Kazano mi wyzbyć się wszelkich ckliwych uczuć, które prowadzą
do zguby.
Zabroniono mi kochać, tęsknić, darzyć przyjaźnią czy
szczerym zainteresowaniem.
Kazano mi nienawidzić, ignorować, mieszać z błotem i wydawać
rozkazy.
Całe życie przygotowywano mnie do bycia godnym
swego nazwiska. Uczono w domu czarnej magii, by idąc do szkoły czuć
się jeszcze bardziej wyjątkowym i lepszym. Mówiono, że cała
reszta to tylko szare tło dla mojej osoby. Że stworzono mnie, bym
pokazał ludziom, jak powinien wyglądać i zachowywać się
prawdziwy czarodziej.
Kazano mi nienawidzić tych, którzy
pochodzili z rodzin mugolskich. Miałem na każdym kroku przypominać
im, że są niczym.
Kazano mi znaleźć sobie towarzystwo, na
którego tle będę się wyróżniać. Ludzi, którzy ślepo będą
wykonywać moje rozkazy.
Kazano mi pokazać, że Malfoyowie
to ród z tradycjami, których miałem przestrzegać.
Zabroniono
mi zniżać się do poziomu zwykłych ludzi, którzy mieli mnie
otaczać w szkole. Miałem unikać bójek i pojedynków.
Potęgą
jest umysł, nie fizyczność. A siła to władza –
powtarzał mój ojciec. Więc zamiast machać bez sensu różdżką
mieszałem wszystkich z błotem tak, jak mnie tego nauczono.
Całe
życie podporządkowywałem się rozkazom ojca, który nigdy nie
spojrzał na mnie z dumą. Zawsze było coś, co mogłem zrobić
lepiej. Nigdy nie zasłużyłem na pochwałę.
A gdy wrócił
On wszystko się nasiliło. Rozkazy, nakazy, żądania, zakazy.
Zaczęto przygotowywać mnie do służby u niego, choć wcale tego
nie chciałem. Przecież wpajano mi, że nikt nie ma prawa mieć nade
mną władzy a potem kazano kłaniać się czarodziejowi, który miał
ich za nic.
Wiedziałem, że coś muszę zrobić. Miałem dość
wypełniania rozkazów ojca, który wcale mnie nie dostrzegał. Byłem
kartą przetargową. Ofiarą, która miała przekonać Czarnego Pana
o lojalności swego uniżonego sługi. Nie zamierzałem pozwolić mu
decydować o moim życiu.
Jestem Malfoyem i tylko ja mam prawo
o sobie decydować. Tego mnie nauczył i tak zamierzałem postępować.
Tylko nie bardzo wiedziałem, jak się do tego zabrać.
Wracając
do szkoły na szósty rok nauki czułem, że coś się we mnie
zmienia. Ojciec coraz częściej wspominał o dniu mojego
naznaczenia. Nie miałem czasu, by układać plany. Musiałem działać
natychmiast.
Olśnienie przyszło, gdy na dworcu w Hogsmeade
ujrzałem czarną czuprynę należącą do Pottera. W mojej głowie
zrodził się szalony pomysł. I wiedziałem, że muszę zrobić
wszystko, by go zrealizować.
To była moje jedyna
szansa.
Nawet teraz, patrząc z perspektywy lat wiem, że nie
miałem wyjścia. Żałuję tylko, że wszystko potoczyło się w
taki a nie inny sposób. Że mimo wszystko nie potrafiłem przestać
być Malfoyem.